wtorek, 7 maja 2013

Lust for life

Może jestem trochę lumpem, mieszkam w garażu i z herbat najbardziej podchodzi mi Minutka, ale jara mnie życie i za chuj nie zrozumiem tej blazy jaka trapi moje pokolenie. Tym z zachodu się w dupach poprzewracało i za robotę lepiej by się wzięli albo przynajmniej za siebie.

Magią roku 2013 trafiło mi się jak gwiazdka z nieba obdywanie wolontariatu w niezwykle przyjemnym zakątku świata z niebywale fajnymi typami jakimi są żółwie Caretta caretta. Oczywiście nie tylko mnie spotkała taka przyjemność.




Na miejscu jest ekipka moich rówieśników, ale jakby nie moich ludzi. Chłopiec jeden mi mówi, że mu się średnio podoba, że on tu myślała, że będzie się uczył i rozwijał, a tu się okazuje, że sprzątać trzeba tym żółwiom. No naprawdę szok! Ale może jeszcze zauważy, że to niebywale istotna nauka, że taki żółw zachodzi glonami, że basen mu zachodzi glonami i że we własnym gównie pływać nie może i że to jest piękna pomoc komuś syf posprzątać.


Szczególnie jak to typ (samca rozpoznajemy klasycznie po ogonku, jak jest duży to ma galanty ogonek) albo typiara (samica ogonka nie ma, ale jak żółw jest mały to za bardzo nie pogadasz czy chopok czy dziołcha) są po przejściach. A to dziura w głowie, a to ucięta płetwa, a to pocharatana skorupa.



Bardzo często są to ofiary chujowego procederu jakim jest rybołóstwo. Które trochę tam łowi, a jeszcze więcej niszczy, kaleczy, zabiija i wyrzuca tak o, bo to taki odpadek w sumie, taka inna morska istota, co to jej smakosze na stole sobie nie życzą.

Niezły dysonans poznawczy, że tu żółwia poturbowanego przez rybołowców ratują, a w lodówce jakieś sardyny, szyny i pół jagnięcia. No nie zrozumiem za skarby świata. Tak jak nie zrozumiem jak można siedzieć w Grecji i nie mieć oliwek w kuchni, nie żryć pomarańczy, a zamiast delektować się chlebem zapychać się tostową watą. Ni-pa-ni-ma-ju.


Nie rozumiem też jak można mówić o 4 milionowej metropolii, że to małe i nudne miasto i że w sumie 2 dni wystarczą, żeby wszystko zobaczyć. Nie skumam również jak można siedzieć 3 miechy w Atenach i nie być na Akropolu. W sumie też wolę Beverlly Hills 90210, bardziej niż Sofoklesa, no ale c'mon kolebka cywilizacji, mówią do nas wieki, 18 tysięcy typa na Agorze bajających sobie o demokracji, no przecież to trochę wrażenie chyba jest.


 



Z politowaniem pomyślę sobie żałujcie frajerzy i siedzcie w oparach gnijacej morskiej wody, jak ja se w tych nudnych Atenach będę wąchać słoneczne popołudnie pachnące kwiotami i ziołami. A 2013 w bonusie rzuci mi... Tararam! Wege knajpę! Knajpa jak najbardziej zacna, o znajomo brzmiącej nazwie Avocado. Full dobroci. A na półce kniżka, którą serdecznie polecam - "Eating animals" Jonathana Safrana Foera.









A na koniec specjalna dedykacja dla Rijany <3


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz