środa, 7 września 2011

Oni są gorsi – Zwierzoki w Rosji 2

Na informacje o różnych rosyjskich i w ogóle wschodnich wydarzeniach cześć ludzi Zachodu nadyma się i puszy jak paw. Te wszystkie strony i filmiki w internecie pokazujące panów w stanie spożycia ze wskazaniem na ledwożycie albo pełne zdjęć pań w minióweczkach z ostrym makijażem, niedoróbki budowlane i niedźwiedzie na ulicach. O tak, lubimy sobie na nie popatrzeć. I pomyśleć, a w sumie to i całkiem głośno powiedzieć. „Patrz Pan, jaka tam dzicz, co tam się wyprawia. U nas to cywilizacja w porównaniu do nich”. Tak sobie niektórzy myślą. Ale jak to różne ludowe mądrości mówią, że sprzątanie to najpierw na własnym podwórku sie powinno robić, a nie cieszyć się, że u sąsiada jeszcze większy syf. Ale nie o prządkach tylko o podwójnych standardach, a właściwie to o zwierzętach ma być ten wpis.

 



Jeśli chodzi o niedźwiedzie to potwierdzam. Na rosyjskiej ulicy można spotkać niedźwiedzia. Można spotkać też papugę i małpę. Występują jako atrakcja turystyczna lub bardziej dosadnie jako rekwizyty do zarabiania dzienieg. Niedźwiedzia, a raczej misiaczka spotykam pod Ermitażem. Rosyjski Luwr, przepych złoto, światowa sztuka na najwyższym poziomie. I ten młodziutki niedźwiadek, którego z pewnością pozbawiono pazurów, może kłów, założono mu kaganiec i zmuszono do bycia zabawką, elementem scenografii na zdjęciu z wakacji. Nie robię mu zdjęcia. Na tej samej zasadzie na jakiej nigdy nie zachwycam się rasowym psem, żeby taka pańcia czy pańcio nie pomyśleli sobie, że są tacy fajni spoko. Bo nie są. Kupowanie sobie psa z hodowli jak setki tysięcy umierają w schroniskach uważam za nie zupełnie w porządku. Papuga, małpa i niedźwiedź przed Pałacem Zimowym cieszą się średnim zainteresowaniem. Reakcje też są umiarkowane. Zachwycają się tylko dzieci. Rodzice trochę niecierpliwie ustawiają je do zdjęć. Dzieci chyba wolałyby kontakt z żywą maskotką, a nie kilka kolorowych obrazków na ekranie. Nikt nie protestuje. Nikt nawet nie wydaje się zaskoczony. Rosja to i niedźwiedź. A małpka z papugą gratis.




Wracam do Polski i opowiadam o wczasach w tym dzikim kraju na wschodzie, który większości moich rozmówców kojarzy się z wódką, łagrami, Putinem i matrioszkami. Opowiadam jak poszły mi nerwy na te zwierzoki w centrum Petersburga. Przytakują. A to skurwysyństwo. Niedźwiadka. Misiaczka. Przecież misiaczki są takie urocze. Są urocze. Jest skurwysyństwo.







W mieście, o którym myślę: „miasto jak miasto. dom” mijam zoo w drodze do domu. Z zoo unosi się okropny smród. Skondensowany zapach ekskrementów. Za płotu widzę mały wybieg szumnie nazwany kozią górką. Kóz sporo. Kozy są różnie umaszczone, inna jest też ich długość sierści. Młode i starsze. Wszystkie jednakowo znudzone. Kawałek terenu jaki dla nich przeznaczono jest wydeptany do szarego piachu. Zero zielonego. Koza, która jest fascynującym zwierzęciem o prostokątnych źrenicach, najbardziej lubi obgryzać i skubać. Piochu nie poobgryza i nie poskubie. Kozy cieszą się na widok ludzi, bo to dla nich zapewne jakaś odmiana w ich monotonnym dniu. Ludzie też się cieszą. Dzieciom pokazują. Przyrodę pokazują. Ciało tej kozy jest naturą, ale zachowanie jej już nie jest. To co czuje spędzając całe życie w niewoli nie ma nic wspólnego z tym co czuje ta koza w przyrodzie. Możemy się spierać o to czy lepsze warunki zmieniałyby coś w ocenie tej sytuacji. Możemy się zastanawiać czy gdyby ten niedźwiedź spod petersburskiego muzeum miał zapewnione takie warunki jak np. zwierzę ludzkie będące pracownikiem to czy to coś by zmieniało. Dajmy mu 8 godzin odpoczynku i 8 godzin snu po 8 godzinach pracy. I dorzućmy emeryturę, niech stracę. Czy wtedy będzie fair trzymanie go w kagańcu i na smyczy ku uciesze turystów? Chyba nie bardzo. A te kozy są mniej fajne, że im się nie należy?