czwartek, 11 sierpnia 2011

WDNH – ВДНХ

Miejsce firmowane dostojną nazwą Wystawa Osiągnięć Gospodarki Narodowej ZSRR (rus. Выставка достижений народного хозяйства – ВДНХ), a wcześniej znane jako równie poważna Wszechzwiązkowa Wystawa Rolnicza (Всесоюзная сельскохозяйственная выставка – ВСХВ) poznałam pod zupełnie niepoważną nazwą „krejzi plejs”. Obecnie oficjalną nazwą, przyjętą w 1992 roku jest Ogólnorosyjskie Centrum Wystawowe (rus. Всероссийский выставочный центр – ВВЦ), jednak Moskwicze nadal używają skrótu WDNH. To dziwne, że żaden z moich książkowych przewodników nie poświęcił więcej niż kilka zdawkowych zdań temu całkiem sporemu kawałowi Moskwy. 200 ha to chyba niezła działeczka i jakby nie patrzeć mówiąca wiele o rosyjskiej czy może bardziej radzieckiej historii. Kiedy tylko mój moskiewski ziomek S. usłyszał o tym gdzie ma miejsce moja pierwsza wpiska zaczął się ekscytować.
- It is so near to the crazy place. you must go and see it! – rekomendował z szerokim uśmiechem.
- S. What is this crazy place? – próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej.
- Yyyyy, I can’t explain. You must go there.
S. ma charakter postaci z kreskówki, połączenie Homera Simpsona z misiem Yogi, budzi zaufanie od pierwszej minuty spotkania, więc jego zalecenia biorę na poważnie.
Już pierwszego dnia okazało się jasne gdzie jest to krejzi plejs. Krążąc po dzielni w poszukiwaniu metra moim oczom ukazał się gigantyczny (GIGANTYCZNY!) pomnik umieszczony na odpowiednio wysokim cokole, a przedstawiający znany z czołówki Mosfilmu (największej rosyjskiej wytwórni filmowej) wizerunek Robotnika i Kołchoźnicy (rus. Рабочий и Колхозница). Rzeźbę tą wykonano na wystawę światową w Paryżu w 1937 roku, czyli jeszcze trochę czasu, a pyknie jej 100 lat. Ciekawe co sobie myśleli ludzi o niej na początku XX wieku, kiedy nie było jeszcze drapaczy chmur i innych ogromności. Do Moskwy wróciła w 1939 roku gdzie stanęła przed wejściem na Wszechzwiązkową Wystawę Rolniczą. Wyobrażam sobie wycieczkę, która przyjeżdża z Kołchozu im. Lenina w Grebniewie w obwodzie riazańskim, oddalonego o jakieś 300 km od Moskwy i widzi takie coś. Kołchoz kojarzy mi się z walonkami i z brakiem luksusów, a ta rzeźba jednak ze zbytkiem.


Stojąc pod tym pomnikiem-symbolem i będąc ciągle pod wrażeniem mega absurdu, który przed chwilą obejrzałam na terenie WDNH, o którym za chwilę wyobrażałam sobie, że filmowcy Mosfilmu musieli filmować Robotnikę i Kołchoźnika z helikopterów albo super wysięgników umieszczonych na wieżowcu znajdującym się na drugiej stronie ulicy. Absolutnie nie mogło przejść mi przez głowę proste i faktycznie mające miejsce rozwiązanie, w którym to tworzy się mini kopię figur i to ją się filmuje. Potwierdza to fakt, że myślenie nierozerwalnie związane jest z kontekstem. Jakby nie było trzeba przyznać, że czołówka Mosfilmu po zobaczeniu gigantycznych rzeźb Wiery Muchiny i Borysa Jofana robi niezłe wrażenie.



Jeszcze w temacie historii i kontekstu to znalazłam niezłe zdjęcie z wyżej wspomnianej wystawy światowej w Paryżu. Na dwa lata przed rozpoczęciem drugiej wojny światowej naprzeciw siebie stanęły mocarstwa utożsamiane z dwoma przerażającymi totalitaryzmami, które w kolejnych latach zebrały niewyobrażalne żniwo – nazizmem i autorytarnym komunizmem. W cieniu wieży Eiffla prężyli się stalowi przedstawiciele radzieckiego ludu, a ich wzrok kierował się prosto na niemieckiego orła wieńczącego rzeźbę nazistowskiego artysty Alberta Speera.


Obecnie główne wejście wieńczy rzeźba „Traktorzysty i kołchoźnicy” dzierżących w triumfalnej pozie snop żyta. Nie jest ona już tak monumentalna, ale zapowiada wszystko co uwielbiam i czego na terenie WDNH będę mieć pod dostatkiem. Dawniej znajdowały się tu kasy, w których kupowało się bilet na targi. Obecnie wstęp jest bezpłatny, a na terenie znajdziemy więcej sklepów z różnego rodzaju pamiątkami, elektroniką i inną tandetą niż wystaw.


Widać, że czasy świetności tego miejsca minęły. Mimo to nadal robi niezwykłe wrażenie. Takie królestwo dla robotniczo-chłopskiej księżniczki. Korzeni się nie wybiera, a żeby dobrze rosnąć trzeba je pielęgnować i choć trochę polubić. Mamy złoto, mamy kłosy żyta, obfitość, zdrowie, dumę. Nienajgorszy zestaw. Absolutnie nie zastanawiam się nad tym jaka była rzeczywistość. Bo pewnie był to nieopisany ból po ograbieniu z ziemi, którą się krwawicą swą pielęgnowało. Przymusowa kolektywizacja. Niewyobrażalnie zimne zimy. Zniewolenie. Indoktrynacja. Buty ze słomy albo walonki. Głód na przednówku. Pewnie tak było. Na szczęście jestem słaba z historii. Ale zapominam o tym i pozwalam wciągnąć się w tą absurdalną bajkę.


Stylówa jest niesamowita. Przepych kojarzy mi się z komnatami Ludwika XIV w Luwrze, jajami Faberge i Rublowką, a nie z żniwami, jazdą traktorem i oprzątaniem świń. Jak się jednak okazuje nie takie rzeczy wymyślali dzielni przedstawiciele socrealizmu. Przepych jest i bogactwo. Podoba mi się jak nic, te lampy w kształcie kłosów, te pomniki byków, ociekające złotem rzeźby. Trafiają w sam środeczek mojego wiejskiego gustu.

Cały teren jest totalnie absurdalny. Ale nie ma co się dziwić, skoro do istnienia powołał go w 1935 roku Stalin znany ze zdecydowanie bardziej absurdalnych pomysłów niż zebranie na 200 ha kilkunastu ogromnych fontann i wystawienie każdej z republik wchodzących w skład ZSRR osobnego pawilonu oddającego charakter regionu. W późniejszym okresie dołączyły jeszcze pawilony obrazujące dziedziny będące przedmiotem dumy Kraju Rad – pawilon ELEKTRYCZNOŚĆ, KOSMOS, METALURGIA czy RADIOELEKTRONIKA sprawiają wrażenie przeniesionych z filmu s-f.


Sztuka socjalnego realizmu ma w sobie jakiś magnetyzm, ale trzeba przyznać, że jest dość toporna. Wszystko jest do bólu dosłowne. Chcemy pokazać, że jesteśmy bogaci to nawalimy tyle złota, że będzie oślepiało, chcemy pokazać, że jesteśmy potężni to nastawiamy pomników po horyzont, im większych tym lepiej. Tu zrobimy wystawę zwierząt. Tu mamy chlew, więc płaskorzeźba prosiaka, tu stajnię, więc pomnik konia.



Jednak spod pozorów potęgi i bogactwa wyłania się realny, a nie socjalny realizm. Imponujące kolumny wykonane są z drewnianych desek przykrytych warstwą tynku, budynki zaczynają się sypać.



Tak jak mój ulubiony pawilon Ukrainy, który z daleka urzeka misternymi, ażurowymi zdobieniami i intensywnymi kolorami, z bliska okazuje się porośnięty drzewami i opuszczony.


Bez względu na interpretację tego miejsca jest ono jednym z ciekawszych punktów wycieczki po Moskwie. Szkoda, że zostało trochę zapomniane. Może dlatego, że jest oddalone od ścisłego centrum miasta albo dlatego, że brakuje pieniędzy na jego utrzymanie albo dlatego, że jest źle zarządzane. Nie sądzę, żeby przyczyną była chęć zapomnienia o radzieckiej przeszłości. Skoro w Moskwie na każdym kroku można spotkać sierp i młot (ten komunistyczny symbol znajduje się nawet na budynku Dumy, zaraz pod flagą kraju), w kraju gdzie często można natrafić na pomnik Lenina, a pewnie i jakiś Dzierżyński czy nawet Stalin nie są trudni do znalezienia nie zdziwiłoby mnie przywrócenie blasku temu miejscu.




1 komentarz:

  1. Marleno, mi też wersja wydarzeń z filmowaniem z helikoptera wydawała się bardziej ... logiczna:)

    OdpowiedzUsuń