poniedziałek, 12 grudnia 2011

Zwierzę bezprzymiotnikowe

Paul Francis, raper z Providence w Rhode Island nie bez powodu przybrał pseudonim Sage. Typ ma łeb na karku i zawsze sypnie jakąś mądrością. Ostatnio zapodał taką: >>Dogs are "man's best friend" because we were able to break their independent spirit. And men love stuff like that.<< Ambiwalencja. Najlepsi przyjaciele nie są od tego, żeby coś w nich łamać. A pieski i kotki to w ogóle kocham odkąd sięgam pamięcią. Pieski i kotki kocha też cała Polska i jakieś mniej więcej pół świata, co najmniej pół. Pomijając jakieś patologiczne przypadki wleczenia psa husky za autem dopóki nie odpadła mu głowa, pomijając psy porzucone w lasach, koty zakatowane przez dzieciaki i jeszcze kilka innych patologii to kochamy zwierzaki. Patologie wobec psów i kotów spotykają sie z dużym oburzeniem opinii społecznej, wyrażającym się chociażby przez Marsze Nie-milczenia. Celebryci fotografują się ze swoim pupilami i w dobrym tonie jest podkreślanie miłości do swojego Miśka czy Reksia.


Jednak kwestia zwierząt domowych nie jest taka oczywista. Pupile są od nas całkowicie zależni i podporządkowani. Są niewolnikami. W prostej interpretacji można stwierdzić, zwierzę jest żywą istotą, która ma prawo do bycia wolną. Więzienie jej nawet w najlepszych warunkach nadal jest zniewoleniem. Tym bardziej, że często to co postrzegamy za dobre warunki niewiele ma wspólnego z naturalnymi potrzebami zwierzęcia. Rozmnażanie zwierząt dla rozrywki, dla naszego dobrego samopoczucia jest nie w porządku. Wszystkie hodowle psów, rasowe koty, wystawy, selekcja zwierząt – wszystko to wydaje mi się wielce wątpliwe z moralnego punktu widzenia. Szczególnie w świetle tego, że wg raportu NIK z 2011 w samym tylko bytomskim schronisku umarło 2 138 zwierząt, można sobie to przemnożyć na skalę zjawiska w Polsce. Zatem rzeczywistość jak na razie trochę rozwiewa dylemat czy możemy traktować zwierzęta jako swoich towarzyszy, ograniczając im możliwość zaspokojenia naturalnych popędów w zamian za opiekę i niezłe warunki. Mamy opcje przygarnięcia zwierzęcia, które potrzebuje pomocy, nie napędzamy biznesu rozwodowego, właściwie ratujemy psiaka czy kota przed śmiercią/wegetacją w ciasnym boksie, a sami zyskujemy pupila. Prosta kalkulacja. Życie kontra śmierć. Wygrywa życie. Przepełniony boks w schronisku kontra ciepły kocyk przy łóżku kochającej pańci. Wygrywa kocyk. Ale przechodząc od praktyki do teorii. 

Mam psa. Pies jest oczywiście z odzysku. Z przytuliska fundacji Azyl. (Polecam Fundację http://fundacjaazyl.eu/). Pies jest nażarty, wysikany, zaszczepiony, zdrowy, ma swoją obróżkę, legowisko, obietnicę dożywotniej opieki i chyba jest całkiem zadowolony. Mimo to od czasu do czasu (a może jednak time after time – raz za razem) nawiedzają mnie niesamowite wyrzuty sumienia wobec niego. Patrzę jak śpi i myślę, że musi być strasznie znudzony swoim życiem. Prawie cały dzień siedzi sam, w czterech ścianach i co on ma tam robić. No śpi, pochłepcze wody, zje chrupka. Przeskoczy z fotela na podłogę, z podłogi na moje łóżko, pokręci się. Spacer nie za długo, nie ma czasu. Pies powinien się wybiegać, ale ucieka, ale może wpaść pod samochód, może pogryźć się z innym psem. No nie ma gdzie się wybiegać. Chodzimy. Chodzimy po szarych chodnikach, przy ruchliwej ulicy. On się szarpie, ja się złoszczę, no ale chodzimy. A może w tym momencie właśnie wolałby spać, a fazę na bieganie ma od godziny 11:30 do 13:45. No może na przykład wtedy ma, ale nie może, cały swój rytm dobowy musi dopasować do mojego. Także tutaj wpisujemy minus, funkcjonowanie zgodnie z własnym rytmem, se ne da. Patrzymy dalej. Obcowanie z przedstawicielami własnego gatunku. Pies pochodzi od wilka, wilk jest zwierzęciem stadnym, pies w związku z tym też. A jakie stado ja mu zapewniam? No ja i on to nie stado, poza tym nie możemy dotrzeć się z hierarchią, niby ja decyduję, ale na drabinie jestem jakby niżej. Coś nie gra. A innych psów, z którym mógłby się pobawić nie ma. Na spacerze raczej średnio. On na smyczy, Burek na smyczy, napięcie a nie przyjazne fluidy. Ja sie boję, że zaraz któryś któregoś użre, pani z naprzeciwka też, no nie pobawią się. Dalej rozkminiam potrzeby mojego psa i jest coraz gorzej. Fundament piramidy Maslowa, potrzeby fizjologiczne. Fizjologia jak najbardziej znajduje zastosowanie u zwierząt, chociaż myślę, że i coś z wyższych poziomów im się należy. Pozostańmy jednak na tym najbardziej podstawowym poziomie – mamy jedzenie (ok), wodę (ok), tlen (ok), sen (aż za dużo), potrzeby seksualne (ups!). No właśnie. Pies nie najmłodszy, ale nadal w sile wieku i wyglądający na całkiem jurnego. No i co zrobić z tym fantem, że pies może chciałby sobie poruchać. Mam mu kupić lateksową sukę? Pewnie by się nie nabrał. Pojawia się pytanie. Czy pies uświadamia sobie swoje potrzeby i czy może frustrować się tym, że nie mogą one zostać zrealizowane. Patrzę na mojego psa kiedy śpi, śni mu się coś, przebiera łapami, przewraca oczami, marszczy pysk. Nie dowiem się jaka projekcja obrazów i emocji w nim zachodzi kiedy tak sobie leży na boku i pochrapuje od czasu do czasu. Może wyobraża sobie sukę sznaucera, o czarnej lśniącej sierści, dwa razy większą od niego, która spotkaliśmy dwa dni temu na spacerze. A może łamie mu sie serce za wilczycą-kundlicą, która mieszka dwa bloki dalej? Z pewnością ani jedno ani drugie. To tylko ludzka tendencja do antropomorfizacji i oceniania wszystkiego przez własny pryzmat. Jednak pytania pozostają. Czy nie uświadomione pragnienie może być źródłem cierpienia? Zdaje się, że tak, tym bardziej, że problem nieuświadomiony to problem nie do rozwiązania – tak to działa w świecie ludzi, a w świecie zwierząt nie-ludzkich? I skąd mamy tą pewność, że zwierzęta nie uświadamiają sobie własnych potrzeb?



Jest też druga strona medalu. Zwierzęta chyba bywają szczęśliwe z człowiekiem. Przynajmniej tak to wygląda. Kontakt z opiekunem sprawia im ogromną przyjemność. Merdają ogonami, robią maślane oczy, szturchają nosem. Ale to przede wszystkim człowiek zyskuje na kontakcie z nimi. Zwierzęta łagodzą samotność, człowiek czuje się potrzebny – szczególnie w przypadku starszych osób pies czy kot może być jedynym towarzyszem wolno płynących godzin. Zwierzęta uczą odpowiedzialności i wrażliwości – to istotne dla dzieciaków, w zasadzie dla wszystkich istotne.




Zwierzęta są też życiem w pigułce. Szczur żyje ok. dwóch lat, w super przyspieszonym tempie przerabiamy dzieciństwo, młodość, dorosłość i starzenie się. Starzenie się i umieranie. Coś strasznie naturalnego. Strasznie! Trudne, może najtrudniejsze przeżycie, ale przecież super ważne. Możemy pogadać o sraniu i ruchaniu, pożartować sobie, ale nie o śmierci. Śmierć mógłby załatwiać ktoś za nas. I do pewnego wieku tak jest. Śmierć dziadków ogarniają rodzice i firma pogrzebowa. Przeważnie. Chronią nas, ale czy na pewno?
Kiedy myślę logicznie to uważam, że zwierzęta są jednostkami, którym należy się prawo do ich własnego życia wolnego od cierpienia, prawo do bycia wolnym. Są kwestie kiedy nie podlega to dyskusji. Zabieranie zwierzętom życia po to, żeby je zjeść czy się w nie ubrać jest poza moim zakresem wyobrażeń. Rozmnażanie rasowych zwierząt, żeby móc przyszpanować czy nie wiem co tam jeszcze (udowodnić sobie, że chart afgański czy inny wyżeł da radę w M3 na 4 piętrze), kiedy setki tysięcy potrzebujących psów i kotów czekają w schroniskach wydaje mi się cokolwiek nie fair. Ale nie wiem czy powinniśmy całkiem odcinać się od kontaktu ze zwierzętami. Może jednak korzyści są obopólne?

2 komentarze:

  1. Wlasnie ja sie zastanawiam czy ze zwierzakami to nie jest tak, ze one czlowieka uwielbiaja, ze sie przywiazuja i w'ogle, bo nie maja wyboru. Opiekun je karmi, ogarnia, wiec samo dobro - bodzce pozytywne. Mam troche wrazenie, ze ten uklad to troche jak syndrom sztokholmski. Pewnie, ze przyjemnosc, ze radoche ma i zwierze, i opiekun zwierzaka, ale dysproporcja jest za duza, jak na moj gust. I przez to zwierzaka nie mam, chociaz fanem bulterierow i swinek morskich jestem. Raz: to, co wyzej, dwa: za bardzo sie przywiazuje jednak, a ze wzgledu na tryb zycia raczej tymczasowy dom wchodzi u mnie w rachube. Heh.
    Btw. Polska ma najbardziej przepelnione schroniska w Europie ponoc. Bardzo sredni motyw.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj :) Zabłąkalam się na Twojego bloga :)
    Zgadzam się z Tobą , szczególnie w kwestii tego , że ludzie napędzają rozród kupując np modne rasy , poźniej pseudohodowle itp , wyrzucone niechcine prezenty . Wątpię , bym miała psa , jeśli musiałabym go oswoić i udomowic tzn gdyby zył w stanie dzikim ( mam tylko dlatego , że kolejny raz na mej drodze staneła kupka zarobaczonych kości w pokryta skórą ).
    Wiem , że nie jest optymalne życie w niewielkiej kawalerce ( dla psa oczywiście ) ze spacerami na smyczy itp , ale wiem też , że to lepsza alternatywa niż bezdomność .
    sama te miewam wyrzuty sumienia , że nie poświęcam psu tyle uwagi i czasu ile by należało.
    Schroniska to ogromny problem , jednak wydaje mi się , że w kraju gdzie ważniejsze jest wałkowanie tego czy krzyż powinien wisieć tu czy ówdzie , czy rozgrzebywanie jakichś minionych katastrof nikt nie przejmuje się psami. Byłąm wolontariuszką w malutkim schronisku , powaliła mnie mentalnosć ludzi z tej wsi - " dzień dorby chciałbym zdać psa " albo " chciałbym wymienić psa na nowego bo mój kaszle " a dawno kaszle ? no już ze dwa lata ! Nóż mi się w kieszeni otwierał !
    Pozdrawiam ciepło i przepraszam , że się rozpisałam aż tak :)

    OdpowiedzUsuń