niedziela, 14 lipca 2013

Slow food w Chanii

Wegańska rewolucja powoli dociera do Grecji. Jeszcze kilka lat temu Grecy dziwili się w czym nam przeszkadzają skwarki na ziemniakach, bo z takim skwarkiem ziemniak przecież dalej jest wegetariański. Nie sądzę, żeby te parę lat wstecz ktoś siliłby się na choćby próbę tłumaczenia, że jajek, mleka, sera i tym podobnych też nie ma ochoty widzieć obok swojej porcji ziemniaków.

Tymczasem teraz, z nieukrywanym zaskoczeniem odkrywam w Grecji wege miejsca. Knajpy, sklepy ze zdrową żywnością, wegańskie opcje w zwyczajnych tawernach.



Na "To Stachi" - bio organik super hiper restauracyjkę natrafiłam totalnym przypadkiem, spacerując wybrzeżem w okolicach starego portu. Wytrawny gastroturysta ma oczywiście wzrok tak wyćwiczony, że natychmiast zauważa nawet najmniejszy napis "wegan". A jak ujrzy go w tak mięsożernym kraju jak Grecja to, żeby ne wiadomo jak był nażarty, musi się zatrzymać i sprawdzić miejscówkę.






"To Stachi" zrobiło od razu cudowne wrażenie swojskiej jadłodajni, ze względu na obrazy polnych kwiatów i bezkonkurencyjny malunek osła. Po krótkiej obczajce menu można było z przyjemnoścą stwierdzić, że jedzenie też jest cudowne swojskie. Jupi! W końcu najprawdziwsza grecka kuchnia, ale w etycznym wydaniu. 




 

Szpinak w cieście, pieczone kasztany, musaka (która w wersji krwawej tradycji zawiera mielone mięcho), jemista (pomidor i papryka faszerowane ryżem z ziołami przeważnie wegańskie i dostępne w każdej tawernie, ale może się zdarzyć z kawałkami martwego zwierzęcia, więc trzeba pytać), dolmadakia (faszerowane liście winogron), nadziewane cukinie (cukinie i bakłażany rosną w Grecji jak szalone i wszędzie występują bardzo obficie), briam (czyli warzywna zapiekanka), okra (czyli po naszemu piżmian jadalny, popularne w Grecji warzywo typu cukiniowatego). Ze słodyczy hałwa i apple pie, z rzeczy dość typowych, plus wegańskie ciasta, mniej charakterystyczne dla Krety :)






 

Do picia świeżo wyciskane soki, mieszanka kreteńskich, górskich ziół. Z kaw oczywiśc frappe i greek coffie. Ewentualnie dla poszukujących mocniejszych wrażeń raki (w zasadzie bimber, typowy dla Krety, który jest dość często sprzedawany w plastiowych butelkach) i ouzo, które jest bardziej charakterystyczne dla Grecji kontynentalnej.

Zamówiłam szpinak w cieście i sok grejpfutowy, bo pora była już niestety poobiednia. Kiedy czekałam na jedzenie zaczęłam przeglądać książkę gości, która niedługo zacznie dorównywać objętością encyklopedii i trzeba przyznać, że pochwałom nie było końca. Znalazłam też kilka wpisów z Polski.




































W międzyczasie pojawił się sympatyczny "papus" i zaczął nawijać o knajpie i żarciu. Naprawdę miło posłuchać, że ktoś ma taką zajawkę na swoją pracę. Typo zdążył mi opowiedzieć, że on i jego żona i trójka dzieci są wege (z diety wykluczają też jajka, jedynie od czasu do czasu jedzą lokalne, mleczne produkty). Że knajpę prowadzą od 5 lat i że bardzo się jara ideą slow foodu, przywiązywania wagi do tradycji, lokalności i jakości produktów. I że strasznie się wzrusza jak mu ludzie piszą miłe rzeczy w tej książce :)








I trzeba mu oddać, że nie były to słowa rzucone na wiatr, bo jedzenie było przepyszne. Szpinak miał idealną konsystencję i ciekawy smak, ze względu na dodatek mięty. Ciasto też było ekstra, kruche, ale nie typu twardy suchar. A do tego niespodzianka, na stole pojawił sie rewelacyjny pieczony bakłażan z rodzynkami i oliwą. Aż dziwne, że słodkie rodzynki tak świetnie komponują się ze słono-piknatnym warzywem.




A kiedy wcisnęłam w rękę panu slow fooodowi jakieś groszę napiwku, pan kazał mi poczekać i po chwili pojawił się z kawałkiem wegan ciasta. Ciasto było korzenno-bakaliowe na razowej mące, też bardzo dobre. A grecki gest i gościnność to jest fakt! Zdecydowanie polecam!

A, żeby nie było za pięknie, nie da się zapomnieć, że jednak Grecy nadal wolą fast foodowe souvlaki, zamiast wysublimanowego, powolnego jedzenia.




1 komentarz: