Świat jest bardzo piękny. Na
świecie jest mnóstwo tajemniczych, egzotycznych i fascynujących
miejsc. Podróże kształcą. Bezdyskusyjnie. Dzień w podróży to
jak miesiąc w domu czy jakoś tak. Ale dzień kiedy wracam na polską
ziemię jest zawsze dniem najpiękniejszym. Doświadczenia w
kieszeni, dźwięki w głowie, zdjęcia na dysku. Ale dom to dom.
Widoki, zapachy, słowa układają się
na swoim miejscu. Ogromne puzzle składają się w całość. Pojawia
się błogie uczucie bycia w swoim miejscu. Swoje miejsce, czyli
takie miejsce, które się rozumie, lubi i czuje.
Miasta, w których ma się żywe domy.
Domy z energią najulubieńszych ludzi. Domy z kuchnią, do której
można tak po prostu wejść i zacząć gotować albo takie, w
których obiad już paruje na dobrze znanym stole. Nie bez powodu
jest to tak ważne. Bez żarcia nie ma życia. Bez potraw nie ma
tradycji. Bez serca nie ma smaku.
Takie domy są w Poznaniu, Łodzi,
Warszawce. Najpiękniejsze, najmilsze, najlepsze domy. Miasta też
nienajgorsze. Poznań lubię chyba za najwyższe zagęszczenie moich
ulubionych ludzi na jednostkę powierzchni. Lubię poznańskie
zorganizowanie i porządek. Samo miasto mnie nie zachwyca, cesarska i
mieszczańska architektura nie podbijają mojego serca. Warta niby
sobie gdzieś tam płynie i fakt faktem można nad nią sympatycznie
wypić browara, ale jednak daje poczucie totalnie
niewykorzystanego potencjału. Poznańskie parki są małe albo pełne
grobów. A ulice w centrum tak poplątane, że nadal się w nich
gubię. Mimo to chyba żadne inne miejsce nie daje mi takiego
poczucia bezpieczeństwa.
Jako Łodzianka powinnam z automatu nie cierpieć Warszawy. Ale z kolejnym i kolejnym pobytem w stolycy okazywało się, że Warszawę da się lubić. I ja lubię ją bardzo. Za szuwary wzdłuż Wisły i za ptasią wyspę. Lubię jeździć mostem Świętokrzyskim i patrzeć jak słońce odbija się w oszklonych drapaczach chmur. Lubię Syrenkę i swojskość na Pradze. Pana Zdzisia, który cierpi na reumatyzm, a może jednak na romantyzm. Gwar i przesyt Nowego Świata. Pawie srające w Łazienkach. I to, że mimo bycia betonowo-szklaną metropolią znalazło się w niej sporo miejsca na przyzwoitą zieleń. Lubię Pałac Kultury za to, że jest takim świetnym punktem orientacyjnym i bez wątpienia również za jakiego radzieckość. Jakby ktoś miał wątpliwość, to tak, nienawidzę sowieckiego reżimu, tego że zabijał i niszczył ludzi, a także inne wartości. Ale ciągnie mnie do wschodniej mentalności, kultury, języka, gościnności i szaleństwa, i do Moskwy też, a tam takich pałaców to stoi z siedem. Lubię chrupiące tofu i to, że mogłabym się stołować na mieście co najmniej 2 tygodnie i nie musiałabym codziennie jeść falafla.
A Łódź raz lubię raz nie lubię (oj
bywa, że baaardzo nie lubię), ale chyba kocham. Zazwyczaj miłością
trudną i niewdzięczną. Ale tu się urodziłam i wychowałam i to
jest nie byle co. Jaram się robolskim klimatem. Z rewolucją 1905
utożsamiam się stokroć bardziej niż z powstaniami listopadowymi,
styczniowymi i warszawskimi wziętymi do kupy. Trochę chodzą mi
ciarki po plecach jak słyszę, że "u prząśniczki siedzą i
przędą". Jara mnie to, że w tym hymnie historię budowały
kobiety. I że historię budowali robole, a nie szlachta, żołnierze
czy insze równie mi odległe profesje. Zabudowa fabryczna utożsamia
dla mnie większą harmonię (bo jest użyteczna i życiowa) niż
jakieś zamki, pałace i inne fortece. Wprawdzie Łódź jest szara
(podkreślmy, ze szary to niezwykle elegancki i funkcjonalny kolor),
ale jest też całkiem zielona. W Łodzi jest parków od groma i
trochę. Moi faworyci to Zdrowie, Park Śledzia i Julianowski. Mamy
eleganckie murale, w tych dwa najładniejsze ever: mural z kozami i
babę z kurą, która nie dość, że piękna sama w sobie to
ilustruje wiersz Tuwima. A pisanie Tuwima szanuję. I tak dalej, i
tak dalej... O Łodzi jeszcze bym się mogła rozpisać i pewnie się
rozpiszę, ale to nie dziś. Dzisiaj idę z O.s.t.rem i Zeusem na
słuchawkach kreślić kąty proste na łódzkich chodnikach.
dobry wpis, dobre zdjęcia. czas się wybrać do Łodzi!
OdpowiedzUsuńDaj znać, może się jakoś zgramy.
Usuńwitaj s powrotem!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńCześć Zosia!
Usuńa czy byłeś kiedyś na Beskidzie Niskim..? ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy ;)
Przyznaję, bez bicia, że w wycieczkach krajoznawczych po Polsce mam straszne zaległości, które będę musiała nadrobić.
Usuń